Jak Pele strzelał gole w Kotle Czarownic
Kibice na Śląsku mogli zobaczyć popisy wybitnego piłkarza jeden jedyny raz w 1960 roku, gdy reprezentacja wytypowana przez Polski Związek Piłki Nożnej, zmierzyła się z legendarnym, niemalże ikonicznym FC Santos. A działo się to oczywiście na Stadionie Śląskim.
- Żegnając tego wybitnego piłkarza, warto przypomnieć tę sportową kartę historii regionu – komentuje marszałek województwa Jakub Chełstowski.
W 1960 roku Pelé miał zaledwie 20 lat, ale już miał status piłkarskiej gwiazdy. Dwa lata wcześniej w Szwecji zdobył z reprezentacją Brazylii Mistrzostwo Świata. Co prawda zaczynał turniej ledwie jako rezerwowy, by ostatecznie po zakończeniu mundialu trafić na okładki wszystkich sportowych gazet świata. Jego klubem był FC Santos, w którym występował prawie przez całą swoją karierę. W 1960 roku zorganizowano tournée po Europie tej ekipy, a była to, co warto zaznaczyć, ówczesna najlepsza klubowa drużyna świata. Mecz na Śląskim zaplanowano na 25 maja. W drużynie Biało-Czerwonych wystąpił m.in. Jan Liberda, piłkarz Polonii Bytom, który sześć lat później strzelił jako jedyny Polak bramkę Brazylii na Maracanie. Jednak w tym zapomnianym już meczu Liberda również wpisał się na listę strzelców. Gola dla Polski zdobył też Eugeniusz Faber z Ruchu Chorzów. Ale to było za mało na Santos. Pelé bez problemów dwukrotnie pokonał polskiego bramkarza, a jego koledzy dołożyli jeszcze trzy gole. Trudno jednak mieć do polskiej wytypowanej przez PZPN kadry jakiekolwiek pretensje. Rywal przewyższał ich o klasę. Mecz ze słynnym Santosem obejrzało podobno aż 130 tysięcy ludzi. Jak się zmieścili na stutysięczniku? Tego do dziś nie wiadomo, ale widowisko było fantastyczne. Oprócz Pelé w składzie Santosu grali jeszcze m.in. Zito, Coutinho i Pepe – Brazylijska kolia pereł i brylantów olśniła Chorzów. Santos mógł sobie pozwolić na popisy świadczące o najwyższym kunszcie technicznym – pisała ówczesna prasa rozgrzeszając tym samym naszą kadrę PZPN z wysokiej porażki.